poniedziałek, października 16, 2006

Gabrysia

Nadgonimy teraz pannę Gabrysie. Aby wydarzenia móc prowadzić wspólnie od momentu soboty.

Do Gabrysi. zadzwoniłem jakoś po 5 dniach. Odebrała. Była pozytywnie nastawiona. Pogadaliśmy chwilę, wypłynęła sprawa, że jest spoza miasta. Ja nie posiadając środka lokomocji postanowiłem ustawić ją tak aby przyjeżdżała do mnie, a nie na odwrót. Miła konwersacja, zatrzymaliśmy się na konkluzji, że jak będzie w mieście to się do mnie odezwie. Potem nastąpił tydzień czy półtora ciszy.

W międzyczasie spotkałem się z trenerami. Opowiadając swoje dzieje po szkoleniu otrzymałem feedback, że sprawa z panna Gabrysia. była postawiona za słabo. Mądrzejszy o ich opinię zadzwoniłem do niej w czwartek Żartobliwie pytam, czy wybiera się do tego miasta czy nie? A ona, że właśnie w ten weekend ma być i właśnie miała do mnie pisać w tej sprawie. Hmm, myślę że bez telefonu by się nie odezwała. Ale kto to może wiedzieć.

Ustawiliśmy się na piątek, miałem jej pokazać jeden klub. Dzwonię około 19 aby obgadać detale, a ona, że nie dostała urlopu i jeszcze jest u siebie w miejscowości. No to powtórowałem jej lekko w narzekaniu na szefową :). Efekt był taki, że nie wiadomo czy da rade być w mieście w piątek.

W tak zwanym międzyczasie zadzwonił znajomek czy by się nie ustawić do jednego klubu. No cóż, chętnie z nim pójdę do lokalu. Wiec umowa i done. A po 23 sms od laski, że jest w mieście i czy nasze wyjście nadal aktualne. Niestety byłem zmuszony ją odprawić tego wieczoru wiec napisałem co i jak z sugestia aby balując z koleżankami nie przesadziła i była w formie na dzień następny.

I co? Oczywiście zaimprezowała do bladego świtu i snu miała dwie godziny, więc lekko ogłuszona była jak się spotkaliśmy. Ale wyprzedzam fakty.

Zdzwoniliśmy się w sobotę. Staram się ustawić na jakąś kawkę przed imprezą. Ona mi rzuca czy może wpaść z koleżanką, bo sama nigdzie nie trafi. Pamiętając, że w secie jej były jeszcze dwie fajne blondyny wspaniałomyślnie się zgadzam, zastrzegając, że wobec tego ja wpadnę z kumplem, co by mnie nie zagadały.

Spotkanie przebiegało całkiem miło. Niestety mój cel zachowywał się lekko jak śnięta ryba. Za to jej koleżanka, świetny towar, szczebiotała za trzy. Usiedliśmy przy stoliczku tak, że ja ze swoja, naprzeciwko jej koleżanki i mojego skrzydła. W sumie miło było, niestety jakoś tak wyszło ( ;( ), że zero eskalacji. Generalnie siedziała cicho, a jej kumpela gadała z nami dwoma.

Świetnie się czułem gadając i żartując z jej koleżanką. W pewnym momencie mój cel oznajmia, że musi do toalety i mówi do koleżanki, żeby z nią poszła. A ta do niej, że niech sama idzie. A ona nie i nie. Ty idziesz ze mną. Polazły w końcu obie do kibla na ploty. O czym gadały nie mam pojęcia. A wiele bym dał aby wiedzieć :).

Po ich powrocie interakcja bardziej ruszyła. Skrzydło zajął się na poważnie koleżanką, ja zacząłem w końcu gadać ze swoją. Potem skrzydło raportował, że mój cel słał IOIe masakrycznego kalibru. Mi jakoś umknęły, cholera. W pewnym momencie koleżanka rzuca tekst czy nie poszlibyśmy na spacer. Nam opadły szczeny. Nie myślałem wcześniej, że towar może mnie przesuwać :). Zgodnie uznaliśmy to za IOI :).
Niestety mój skarb po 2h snu osiągnął chyba próg wytrzymałości. Wieczór zakończyliśmy ustawiając się przed klubem na godzinę 12.

Wracamy więc na chatę. I w tym miejscu zaczyna się splot okoliczności, który wywołuje uśmiech na mojej twarzy :).